sobota, 23 kwietnia 2016

Sukienkowa pułapka i kakaowe ciasto z kremem cytrynowym, frużeliną jagodową i limoncello





















Wybieraliśmy się wczoraj z MMŻ na imprezę. Wiadomo, piątek, koniec tygodnia. Coś się człowiekowi należy.
MMŻ wychodził na swoją, ja na swoją.
Traf chciał, że ja byłam pierwsza.
Oko namalowane, obcas wybrany, sukienka na wieszaku czekała na swoją kolej.
Wskoczyłam w ciuszek, poprosiłam MMŻ o zapięcie zamka na plecach i w oparach wód pachnących, uzbrojona w imprezowy humor wypłynęłam w świat.
Było super, czas płynął, ani mi było w głowie zastanawiać się jak się miewa mój ukochany.
Nawet nie podejrzewałam, że czeka mnie na koniec dnia ogromna dawka tęsknoty.
Wróciłam do domku nie prowokująco późno. Mam taką świetną książkę do czytania, że chyba tylko pojawienie się Marlona Brando mogłoby mnie przykuć do imprezy. On, niestety, nie żyje, więc żadne kajdany i uzależnienia mi nie groziły.
Z ulgą pozbyłam się obuwia, poczochrałam kota i popłynęłam do łazienki, próbując pozbyć się sukienki.
I tu zaczęła się gimnastyczno rozrywkowa część mojego piątkowego wieczora.
Sukienka ma zapięcie na plecach. Długie jest to zapięcie. Sukienka jest z gatunku druga skóra. Nie posiada żadnego marginesu by ją podciągnąć czy przesunąć.
Dziewczyny, wiecie o co chodzi?
Jak zdjąć sukienkę, której nie jesteście w stanie rozpiąć? Kto rozpina sukienki Claire Underwood, kiedy Franka nie ma w pobliżu?
Stałam w przedpokoju wyginając prawą rękę pod absolutnie nieludzkim kątem.
Sukces! Udało się z górną częścią zamka. Lewa ręka powędrowała za plecy ale okolice obojczyka były mi całkowicie niedostępne.
Odsapnęłam chwilkę i próbowałam podciągnąć kieckę. Ale sukienka typu futerał to pułapka.
Pozycja, jaką przybrałam, żeby się z tego nieszczęsnego ciucha wydostać wprawiła w zadumę mojego kota.
Gnojek jeden, zamiast mi pomóc, patrzy tymi swoimi ślepiami z wyższością.
Czas leciał, a ja posunęłam się o jakieś 12 centymetrów. Po głębszym namyśle, doszłam do wniosku, że przede mną jeszcze 40.
Ludzie! Jakbym jakiś Everest zdobywała! Pierwsza baza zaliczona. Co dalej?
Może jeśli się położę, to sukienka się odpręży i jakoś da się przechytrzyć.
Zległam w przedpokoju, przed totalnie zaciekawionym kotem.
Leżąc na brzuchu i mając do dyspozycji dość ograniczone ruchowo dwie ręce, zerknęłam w lustro. I to był koniec. Widok dość elegancko ubranej kobiety, miotającej się jak krab po podłodze w przedpokoju i mającej przed twarzą spokojnie siedzące zwierzę był tak abstrakcyjny, że umarłam ze śmiechu.
Potem z godnością wstałam, doprowadziłam do porządku swoje oblicze, wypiłam herbatę i poszłam spać w nadziei, że kiedyś przybędzie MMŻ i mnie uratuje.


Kilka godzin później:
MMŻ – Słonko, widzę, że impreza się udała wyjątkowo. Nawet nie miałaś siły szatki zrzucić.
Ja – Rozepnij mnie proszę, bo ja w tym pancerzu spać nie umiem.
MMŻ – Trzeba było jeansy ubrać a nie udawać Anję Rubik. I po co? Zarówno w jeansach jak i bez jesteś od niej ładniejsza.

Warto było poczekać





























Biszkopt kakaowy z kremem cytrynowym, jagodową frużeliną i limocello
(forma o średnicy 18 cm)

ciasto:

2 jajka
2 łyżki cukru
2 łyżki mąki pszennej
1 łyżka kakao

krem cytrynowy*:

sok z jednej cytryny
skórka z otartej jednej cytryny
1/4 szklanki cukru
2 żółtka
80 g masła
200 ml kremówki

limoncello do nasączenia

krem z białej czekolady na górę ciasta:

100 g białej czekolady
250 ml kremówki

frużelina jagodowa:

1 szklanka jagód (moje były mrożone ale w sezonie letnim wybiorę świeże)
1 łyżka cukru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka żelatyny
pół łyżeczki soku z cytryny

Włączamy piekarnik i rozgrzewamy do 170 stopni.
Dno formy wykładamy papierem do pieczenia.

Ciasto:
Ubijamy białka na pianę. Dodajemy cukier ciągle ubijając. Wlewamy żółtka i ubijamy aż chwilkę aż otrzymamy kremowo żółtą pianę.
Wyłączamy mikser. Przesiewamy mąkę z kakao. Delikatnie mieszamy z pianą z jajek.
Przekładamy masę do formy, wyrównujemy powierzchnię i wkładamy do piekarnika. Pieczemy 25-30 minut.
Wystudzony biszkopt przekrawamy na dwie części (najlepiej to zrobić następnego dnia).

Krem z białej czekolady.
Zagotowujemy kremówkę. Do miski wrzucamy połamaną białą czekoladę. Wlewamy do niej gorącą kremówkę. Mieszamy do rozpuszczenia się czekolady. Studzimy. Przykrywamy folią i wstawiamy na noc do lodówki.
Następnego dnia ubijamy aż zgęstnieje.

Krem cytrynowy:
Do rondelka wlewamy sok z cytryny i połowę cukru. Podgrzewamy do rozpuszczenia się cukru. Zagotowujemy. Drugą połowę cukru ubijamy z żółtkami na jasny krem. Do kremu jajecznego wlewamy wąską strużką gorący sok z cukrem.
Przelewamy całość do rondla z grubym dnem i zagotowujemy. Nie zostawiajcie rondla samego. Pamiętajcie, że są w nim żółtka. Mieszamy jak szaleni by uniknąć przypalenia masy jajecznej. Kiedy masa się zagotuje i zacznie bulgotać jak budyń, zdejmujemy garnek z ognia.
Gorącą przelewamy do misy i ubijamy aż podwoi swoją masę. W tym czasie powinna też wystygnąć. Do wciąż ubijanej, ale już chłodnej masy, dodajemy otartą skórkę i po łyżeczce masło. Ubijamy ze dwie minutki i przykrywamy masę folią.

Ubijamy kremówkę i delikatnie łączymy z masą cytrynową.

*Cała ta kombinacja przy robieniu kremu może spokojnie być zastąpiona innym rodzajem kremu cytrynowego. Mianowicie kremem powstałym z połączenia lemon curd z ubitą kremówką lub mascarpone. No, ale w tym przypadku musicie zrobić lemon curd. Wy wybieracie.

Frużelina jagodowa:
Połowę jagód sypiemy do rondelka, wlewamy sok z cytryny, wsypujemy cukier. Włączamy ogień i zagotowujemy jagody.
Żelatynę namaczamy odrobiną wody. Kiedy napęcznieje, stawiamy miseczkę na garnuszku z gorącą wodą by się żelatyna rozpuściła.
Łyżeczkę mąki ziemniaczanej mieszamy z 4 łyżkami wody. Wlewamy do jagód i mieszamy do zagotowania się. Zdejmujemy z ognia i dolewamy płynną żelatynę. Mieszamy i studzimy. Kiedy wystygnie, delikatnie łączymy z resztą jagód. Ta sztuczka uda się tylko w przypadku użycia świeżych jagód lub borówek amerykańskich. Zależy jaką wersję zrobimy: letnią czy zimową.

Składamy ciasto:
Jedną część biszkoptu nasączamy limoncello. Wykładamy cały krem cytrynowy i przykrywamy drugą częścią ciasta. Znów skrapiamy go limoncello i smarujemy grubą warstwą kremu z białej czekolady.
Wstawiamy do lodówki na kilka godzin.
Wyjmujemy ciasto z lodówki. Na górę, na środek kładziemy kilka łyżek frużeliny i posypujemy świeżymi jagodami lub borówkami.




Smacznego

4 komentarze:

  1. Gimnastyka jest prawie dobra na wszystko pod warunkiem, ze jest sie guma, ale czlowiek guma nie jest, niestety. Najwazniejsze, ze masz kogos na dobre i na zle. Sciskam i pozdrawiam Was serdecznei!

    OdpowiedzUsuń
  2. Limonko, ja sie tutal poryczalam z radosci. Twoja relacja + moja wyobraznia - no scenka miodzio. Ktos to powinien jako mini-filmik nakrecic.

    Az bym zapomniala napisac o ciescie - ciasto piekne! I na pewno pycha, bo jak wiadomo wszystko co z limoncello jest pycha.

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz cudownego Męża!
    Wyobraziłam sobie tę elegancko ubraną kobietę na podłodze, i też zaczęłam się głośno śmiać :) Ale problem jest, i to poważny; sama mam kilka takich sukienek, których nie umiem ubrać ani zdjąć bez pomocy.
    No a jednak głupio iść z taką prośbą do sąsiada...

    Ciasto cudowne! Wygląda jak marzenie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki mąż to skarb! Ba skarb! To ogromny SKARB!!!
    A ciacho... jeśli się ma figurę niemal jak Anja Rubik to kawałek nie zaszkodzi. Ps. Wygląda pysznie!

    OdpowiedzUsuń